niedziela, 13 października 2013

Sesja na żywo

Relacja z sierpniowej sesji


Gdzieś pod koniec sierpnia odbyła się nasza wspólna sesja we troje, opisana została przez pewnego kapłana, lecz zapiski zaginęły. Udało mi się je odnaleźć wraz z obrazem(słabej jakości ale jest) przedstawiających wyczyny naszej drużyny! Miłego czytania :D




Zdjęcie może nie jest najlepszej jakości, ale światło było słabe, i nie miałem aparatu cyfrowego przy sobie, wybaczcie. w Tle orkownica, po lewej Azramtoz i szczury po prawej Rosemary z Elhandem i Cruhandem powalają gwardzistę, Nekrus i Soldiana z przodu leczą i rzucają czary^^

Zwoje Leorosa kapłana rodu Martehai:

„Piszę, by zapamiętali tą historię Ci co ją odnajdą.

Pochylam się w tej chwili nad drewnianym blatem mego biurka, nie mogąc uwierzyć w to co się wydarzyło. Pan mój Azramtoz w końcu powrócił… Mój pan śpi wraz z pozostałymi w komnacie obok, w naszym zamku na skraju planów, w tym miejscu, gdzie czas nie ma znaczenia. Przepowiednia okazała się być prawdziwa, gobelin wiszący od wieków na ścianie zamku, na którym to widniał obraz mego pana wraz z dwoma Osqipami u boku, ponurego nekromanty z krukiem, krasnoludzkiej kapłanki w białych szatach, kobiety-wilkołaka, oraz dwugłowego giganta Ettina okazał się być prawdziwy. Po tylu wiekach oczekiwań stało się, w końcu odzyskałem spokój.”

Kobold zamyślił się od czego zacząć swą opowieść, podrapał się w smoczy pysk piórem zostawiając na łusce plamy atramentu po czym wrócił do pisania..

„Historia ich przybycia sama w sobie jest niezwykła, ponoć towarzysze mego Pana odnaleźli Ettina uwięzionego w pułapkę zastawioną przez Nerullanitów, niewiele brakowało, a podstępna magiczna pułapka pozbawiłaby olbrzyma wszelkich atutów męskości. Zaradna jest jednak ta kapłanka, bowiem wraz z pomocą nekromanty zniszczyła magiczne pieczęcie uwalniając olbrzyma, ten z wdzięczności przepędził złudne bestie, które im zagrażały. Zapewne mój Pan nie powrócił by w tą ciemną jak smoła noc, z lasów Lurkwood gdyby też nie interwencja tej wilkołaczycy, rozpędziła dwóch gwardzistów Nerulla. Dzięki temu kąpiąc się nad skrajem jeziora, kapłanka i nekromanta mogli wyłowić z rzeki mego mistrza. Nieświadomy swej potęgi ruszył z towarzyszami, w chwale na obozowiska wroga by uwolnić dwóch braci krasnoludów z łap Nerullanitów, którzy dybali również i na jego życie. Ogromne musiało być jego zdziwienie, gdy oprócz krasnoludów znaleźli również innych niewolników tych parszywych wszarzy. Kapłanka zdecydowała się uwolnić uwięzionych, ignorując wir walki popędziła do klatek.

Leoros przerwał, chrupiąc ze smakiem pieczonego karalucha między swoimi koboldzimi zębami. Spojrzał na dopalającą się świecę, poprawił wygodniej ogon na krześle i począł dalej pisać, nachylając się nad biurkiem.

„Pech chciał iż Nerullici rozbili obóz na przeklętej ziemi, tam gdzie żywi nie powinni mieć wstępu, poczęli odprawiać rytuał. Pan mój, kopniakiem w tylną część kapłana, popchnął go na plugawy ołtarz. Ten pękł na pół, uwalniając koszmar, w trakcie gdy wiklołaczyca, Ettin i Nekromanta zmagali się Nerullitami. Ołtarz pękając uwolnił przedwieczną grozę, z jego wnętrza poczęły wypełzać łapy i pazury nieumartych istot, krew chlusnęła obwicie, gdy dopadły ciało tego durnego kapłana. Ettin rzucając o drzewo ostatnim gwardzistą, ruszył by zatrzymać stwory. Magia uwolniona z ołtarza, poczęła ożywiać zabitych Nerullitów, powstawali z martwych, następnie przekształceni w żądne krwi ghule, ociekając śliną poczęli szukać ofiar. Jeden z nich śmiertelnie poranił kobietę, uwolnioną przez kapłankę. Ta, w ostatnim tchnieniu rzuciła zaklęcie, które przeniosło wszystkich poza Ettinem pod barbarzyński gród, skąd pochodziła kobieta. Ugoszczono tam mego pana iście po królewsku, władca klanu Black Lion; Gort “Hardhead”  polubił mego mistrza, mimo iż ten wielokrotnie ciskał i godził w niego swą księgą. Przekonał go symbol dany towarzyszom mego pana przez krasnoludy, niestety wieści nie były pomyślne… Porywano barbarzyńców, ginęły mężczyźni, kobiety i dzieci. Nikt nie wiedział czemu tak się dzieje i kto za to odpowiada.”

Z głębi zamku dobiegło nieprzyjemne skrzeczenie, -Znowu ta zaraza się panoszy po zamku, niech ich szlag! Zaskrzeczał kapłan i wrócił do spisywania zwoju.

„Po nocy z samego rana mistrza mego obudził stłumiony płacz, coś porywało niemowlę z wioski! Wypadł z chaty i po ciężkiej walce zmiażdżył w pojedynkę jednego z dwóch napastników szarżując i wgniatając go w ścianę niczym zgniły owoc. Co ciekawsze tym właśnie byli napastnicy, mój pan od razu rozpoznał w nich orkowliczki. Gdy opisał jak to porywają ludzi, na żer dla swojego drzewa-matki władca Gort rozkazał im bezzwłocznie wyruszyć po śladach napastników, by zniszczyć zagrożenie. Na polanie, znajdującej się na obrzeżach lasów Lurkwood odnaleźli winowajcę, pośrodku niej stała Orkownica, mięsożerne drzewo. Przybycie mego pana nie umknęło uwadze strzegącego gwardzisty i kapłana Nerulla, który zaskoczeni starali się pozbawić przybyłych życia. Dwie orkowliczki, które przyłączyły się do walki nie miały szans z wilkołaczycą. Ta ze swym słynnym bojowym warczącym okrzykiem: „ch*** d***, k***, cy*ki!” Rzuciła się do walki rozszarpując owoce na sztuki, mój pan pojmał jedną orkowliczkę dla siebie. W chacie na polanie odnaleziono pojmanych, mieli służyć za ofiary kapłanów Nerulla. Cień nadchodzącej hordy ghuli z przeklętej polany padł na wioskę, zwiadowcy wszczęli alarm. Orkownica nie została spalona jak życzył sobie wódz wioski, bowiem kapłanka odnalazła tajemniczy amulet. Pozwalał on na kontrolowanie roślin, Orkownica, wygłodzona zgodziła się pomóc w obronie grodu kontaktując się telepatycznie z kapłanką. Nakarmiona mięsem padłych zwierząt, zrzuciła owoce, które stanęły ramię w ramię z barbarzyńcami , gdy nadciągnęła horda. Łamiąc krzaki, sycząc i warcząc ghule wybiegły z lasu tocząc krwawą pianę z pyska. Obrońcy, w tym mój pan stanęli dzielnie do walki. Gdyby nie leczące moce kapłanki, mój pan skończyłby jako obiad, dla tej nieumartej masy. Walka była zatrważająca, w ruch szły pazury, siekiery, miecze i wszystko co mieli obrońcy pod ręką(również księga mego pana), starcie trwało dugo, czarna krew ghuli mieszała się z krwią obrońców. Lecz zaciętość barbarzyńców zwyciężyła, nie pozostał nawet jeden ghul, obrońcy ranni wycofali się z pola bitwy. Mój pan i pozostali postanowili iż należy ostrzec również krasnoludy, gdy palono rozczłonkowane szczątki ghuli. Dwóch braci krasnoludów ruszyło do swej wioski, natomiast mój mistrz odnalazł swoje przeznaczenie przy ołtarzu ofiarnym, gdzie jego ciało odnalazło ducha. Azramtoz leżący na ołtarzu znikł, bowiem natrafił na niego przypadkiem Nenandin wracając do wozu z pozostałymi. Fala cienia rozwiała jego ciała na ołtarzu, kapłani Nerulla przerwali obrzęd widząc co się stałom po czym wszczęli alarm, ruszył za nimi pościg, mastiffy cienia i kapłani Nerulla ścigali mego mistrza i jego kompanów bez wytchnienia. Wtedy to trafili do naszych podziemnych korytarzy, wyszli w mym zamku, na samym środku placu, przestraszeni i brudni. Ugościłem ich należycie, ucieszyli się z faktu iż śledząc ich postępowania teleportowałem Ettina z polany do naszej posiadłości, może się okazać przydatny. Mój pan nawet nie ma pojęcia iż jego obie części uległy połączeniu. Nenandin nie zdaje sobie nawet sprawy iż od chwili przerwania rytuału stał się Azramtozem, mym kolejnym mistrzem…”

Leoros wsunął pióro do kałamarza, po czym zdmuchnął świecę, pogrążając komnatę w ciemności, następnie ruszył do swej sypialni, nucąc cicho pod nosem budzącą przerażenie chwalebną pieśń Martehaiów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz